15 września 2014

Tego lata umarłam pięć razy

Lato dobiegło końca, a wraz z nim festiwale muzyczne. W pewnym momencie miałam nie pojawić się w tym roku na żadnym, finalnie byłam na trzech; udało mi się zobaczyć 40 wykonawców, większość z nich po raz pierwszy. Wybranie spośród nich mojej top 5 okazało się zatem niezwykle trudnym zadaniem i nawet zastanawiałam się czy nie rozszerzyć tego rankingu do 10 nazw, ale wreszcie kierując się ilością wylanych na danym koncercie łez, udało mi się podjąć ostateczną decyzję.

5. BASTILLE
Tak, oto ja jeszcze niedawno zmieniająca kanał za każdym razem, kiedy rozbrzmiewały pierwsze sekundy Pompeii decyduję się umieścić Bastille w moim jakże ekskluzywnym rankingu. Cóż, gusta się zmieniają. Kiedy rozpoczął się hajp na ten zespół, ktoś musiał zająć funkcję naczelnego hejtera i akurat padło na mnie- wszyscy znajomi się zachwycali, ja patrzyłam na nich z politowaniem próbując zrozumieć, co z dnia na dzień przyniosło Brytyjczykom tak wielu fanów. Nie wiem nawet czy dzisiaj byłabym w stanie to określić, ale po ich koncercie na Open'erze, do którego podchodziłam już w miarę entuzjastycznie, na pewno zdaję sobie sprawę z tego, że chociaż ich muzyka nie jest odkrywcza, to potrafią zrobić świetne show. Dodając do tego fakt, że w Gdyni rozbrzmiał mój ulubiony dialog z Psychozy poprzedzający piosenkę No Angels, o której w wersji live nawet nie marzyłam sprawiło, że koncert Bastille musiał znaleźć się w tym podsumowaniu.
 

4. BANKS
Jillian Banks zdobyła moje serce błyskawicznie, w dużej mierze za sprawą piosenki Waiting Game, której swego czasu słuchałam 16 godzin na dobę. Nic więc dziwnego, że w lipcu ja znalazłam się na barierkach, a teraz ona tutaj. I chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że jej koncert wcale nie był tak perfekcyjny (zgodzę się, nie był) to nie o idealne wybrzmienie każdego dźwięku przecież w tym wszystkim chodzi. W występach na żywo liczą się przede wszystkim autentyczność i emocje, a tych Jillian dostarczyła mi bez liku, bo kiedy artystka nie może wydobyć z siebie słowa ze wzruszenia, to wiedz, że jesteś na cudownym koncercie ze świetną publicznością, która również ma spory wpływ na ogólne wrażenie. Wiecie czego potrzebuje świat? Delikatnych i silnych zarazem kobiet. Wiecie kto pasuje do tego opisu? Tak właśnie. Jej album nie bez powodu nosi tytuł Goddess.
 

3. DAUGHTER
PRZEGAPIŁAM YOUTH. Moje serce nie bolało mnie jeszcze nigdy tak przeraźliwie, jak tego dnia kiedy Ziółek zmusił mnie do opuszczenia końcówki setu Daughter na rzecz Bastille. Czy żałuję? No pewnie, ale wmawiam sobie, że nadejdzie jeszcze okazja do nadrobienia tej strasznej straty, jaką była niemożność doświadczenia piękna jednej z moich ulubionych piosenke Daughter w wersji live. Co nie zmieni faktu, że większa część koncertu, w której miałam okazję uczestniczyć była po prostu magiczna, z przepięknym kawałkiem Candles na czele, chociaż akurat ten dosłownie przeryczałam i randomowa dziewczyna głaskała mnie po ramieniu próbując mnie pocieszyć. A naprawdę bardzo rzadko zdarza mi się uronić łzę na koncercie. Niech to świadczy o tym, że zasłużyli sobie na miejsce na podium, o. 



2. KAMP!
Widziałam ich już na żywo chyba z milion razy, z czego tego lata dwa, i z ręką na sercu przysięgam, że nie znudzili mi się ani trochę. Wręcz przeciwnie- moja miłość do tego tria zdaje się przybierać na sile z każdym kolejnym koncertem, ale nie ma co się dziwić, skoro właśnie wydali EPkę, która zwaliła mnie z nóg. Ich obecne występy są lepsze niż kiedykolwiek, i chociaż na Open'erze grali o 2 w nocy, a ja nie miałam siły już żyć to ich muzyka dodała mi na tyle energii, że skakałam przez godzinę. Stąd też zaszczytny srebrny medal i moja bezbrzeżne uwielbienie wędrują do panów z Kamp! Będę bardzo tęsknić, kiedy zaczną robić zawrotną karierę na Zachodzie. 

 

1. PERFUME GENIUS
Szczerze? To był najbardziej oczywisty wybór. Przeżyłam już wiele emocjonalnych koncertów, ale to, co pokazał mi na Offie Mike Hadreas, to był zupełnie inny poziom. Nikt jeszcze nie rozdzierał mojej duszy w tak subtelny sposób, i nie mogę się doczekać by pozwolić mu zrobić to raz jeszcze. I chyba nie potrafię nawet sensownie poskładać moich odczuć co do Perfume Geniusa w wersji live, bo to trzeba przeżyć samemu, lecz jeśli kiedykolwiek muzyka spowodowała u Was ból serca to doskonale wiecie o czym mówię. No ale podobno miłość ma to do siebie, że boli.
 

1 komentarz:

  1. Zazdroszczę Ci tych koncertów i festiwali! :P Nasze gusta muzyczne, jak widzę się pokrywają, niemalże w stu procentach :D

    PS Nominowałam Cię do TAG'u (być może to też zachęci Cię do blogowania ^^) 10 najważniejszych książek w moim życiu: http://anty---materia.blogspot.com/2014/09/10-najwazniejszych-ksiazek-w-moim-zyciu.html (zabawa polega na wybraniu 10 książek, nie zastanawianiu się nad ich wyborem zbyt długo. Nominuje się również 10 osób, choć to nie jest, oczywiście wymóg konieczny - tak samo, jak udział)

    OdpowiedzUsuń