29 grudnia 2014

PODSUMOWANIE ROKU



Już tylko kilka dni dzieli nas od zakończenia tego roku, a ja- po raz kolejny- muszę przyznać, że 2014 był, pod wieloma względami (muzycznymi w szczególności) najlepszym rokiem w moim życiu. Te ostatnie momenty, to czas na podsumowanie minionych miesięcy, wybranie tego, co zachwycało, ale także tego, co przyniosło rozczarowanie. Wszędzie pojawiają się rankingi najlepszych albumów, jakie pojawiły się na sklepowych półkach w 2014 roku, dlatego ja stwierdziłam, że podejdę do tematu nieco inaczej i skupię się na tym, co kocham najbardziej. Czyli na koncertach.
Ten rok obfitował w znakomite wydarzenia,  w których miałam przyjemność uczestniczyć: odkryłam, często zupełnie przypadkowo, wielu wspaniałych wykonawców, pogłębiłam miłość do kilku już dobrze mi znanych, a także utwierdziłam się w przekonaniu, że nie ma piękniejszego uczucia niż usłyszeć na żywo ulubioną piosenkę. W tym poście chciałabym opowiedzieć Wam o kilku najważniejszych koncertach tego roku, ale najpierw cała lista, i chociaż może nie wydawać się imponująco długa, to pod każdą nazwą kryją się niesamowite doznania, a to moim zdaniem liczy się najbardziej.
And The Golden Choir, Artur Rojek x2, Atlas Like, Banks, Bastille, Belle & Sebastian, Brodka, Bobby The Unicorn, The Black Keys, Call The Sun, Chelsea Wolfe, Co-Sovel, Czesław Śpiewa, Darkside, Daughter, The Dumplings, Earl Sweatshirt, Enter Shikari, Eric Shoves Them In His Pockets, Fall Out Boy,  Fismoll, Foals, Foster The People, Hello Mark, Interpol, Jamie XX, The Jesus and Mary Chain, KAMP! x10, Kari x2, Król, L.A.S., Linkin Park, Los Campesinos!, MGMT, Michael Rother, Mister D, MO, Muchy, The National, Neutral Milk Hotel, The Notwist, Oxford Drama x3, Perfume Genius x2,  Phoenix, Plastic, Rebeka x5, Rubber Dots, Slowdive, St Vincent, We Draw A x4, Wild Beasts, Woodkid.

Fall Out Boy
Każdy z nas ma taki zespół, o którego koncercie marzy od lat, i który wydaje się nieosiągalny. W złotych czasach chłopców malujących oczy czarną kredką, tę czwórkę darzyłam szczególnym uczuciem, ale po prawie 8 latach bycia ich fanką i po przetrwaniu ich rozpadu, nawet przez myśl nie przemknęło mi, że w końcu przyjdę na ich koncert. A właściwie przyjadę tramwajem. Ale oto pewnego czerwcowego popołudnia stało się. Czternastoletnia Mags tonęła we łzach, bo okazało się, że marzenia (czasem z małym opóźnieniem) się spełniają.

Los Campesinos!
Kolejny  koncerty z cyklu „nigdy nie sądziłam, że zobaczę ich na żywo”. Tym razem to jednak fakt, że Los Campesinos! w Polsce nie cieszą się zbyt wielką popularnością przesądził o tym, że po ich ogłoszeniu na OFFa przecierałam oczy ze zdumienia. I chociaż pod wieloma względami ten występ nie był doskonały, to wciąż bawiłam się na nim świetnie. No i, co najważniejsze, usłyszałam na żywo The sea is a good place to think of the future. Kolejna piosenka z listy do usłyszenia przed śmiercią odhaczona.

The National
A jeżeli już o tej liście mowa, to nie mogę pominąć znakomitego koncertu The National. Po raz pierwszy widziałam ich na Open’erze ’13 i już wtedy byłam pewna, że gdy tylko zdecydują się znowu do nas przyjechać, to znajdą mnie na barierkach. Czerwiec tego roku okazał się być miesiącem publicznego wylewania łez- nigdy nie zapomnę o jaki ból serca przyprawiło mnie Pink Rabbits, nie wspominając już o About Today. Miłość boli, mówią. W przypadku The National zgadzam się z tym stuprocentowo.

Perfume Genius
To samo mogę powiedzieć w przypadku artysty, który kompletnie zmienił moje wyobrażenie o smutnych koncertach. Jeżeli powiem, że Mike zniszczył mnie podczas Off Festivalu, to nawet nie potrafię znaleźć określenia na to, co zrobił ze mną trzy miesiące później podczas występu w Berlinie. Artystów, dla których jestem gotowa pojechać zagranicę zliczyć można na palcach jednej ręki, a on od razu stał się jednym z nich, i dlatego też właśnie w listopadzie zamarzałam u naszych zachodnich sąsiadów myśląc sobie, że dla pewnych osób i pewnych wspomnień warto.

Rebeka
Pośród najlepszych koncertów roku nie mogło oczywiście zabraknąć też polskich akcentów. Iwonę i Bartosza widziałam aż pięć razy i- co naprawdę nieczęsto się zdarza- po każdym twierdziłam, że było co najmniej bardzo dobrze, jak nie genialnie. Niesamowita dojrzałość artystyczna, te emocje, sama atmosfera, jaką potrafią wytworzyć podczas występów- jeśli chodzi o ten duet, to mój zachwyt mogłabym wprost wyrażać poematami. Jestem dumna, że mamy w kraju takich artystów przez duże A.

Kamp!
Chyba nikt nawet się nie łudził, że ich pominę. Jeśli miałabym ograniczyć swoje wybory do jednego zespołu, to ten rok z pewnością upłynął mi pod znakiem Kamp!. W końcu układ gwiazd był na tyle pomyślny, że w lutym zakończył się mój trwający od 2011 cykl stałego wymijania się z nimi, no i  musiałam nadrobić trzyletni brak tych panów w moim życiu, przez co jakoś tak wyszło, że w 2014 roku widziałam ich dziesięć razy. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będzie mi się chciało jeździć za zespołem po całym kraju, ale wtedy stali się oni, i tak oto odpuściłam sobie nawet koncert SOHNa, byle tylko nie przegapić Kamp!. Czy żałuję? Ani trochę. Nie żałuję też wielu godzin spędzonych w pociągach/pl busach czy innych środkach transportu, nie żałuję żadnej wydanej na nich złotówki ani zmienianych dla nich planów, marznięcia, moknięcia czy topienia się w słońcu. Dla niektórych zespołów warto wiele poświęcić, bo w nagrodę za swoją wytrwałość można dostać coś, co nawet w najśmielszych marzeniach nie przeszło wam przez myśl. Naprawdę.

I jeszcze na koniec moje top10 najczęściej odsłuchiwanych piosenek i wykonawców tego roku wg last.fm: 
(CZEGO SIĘ SPODZIEWALIŚCIE?)



15 grudnia 2014

Najbardziej bajkowy ranking ever!!



Wszyscy kochamy bajki Disneya’a (ale jeśli zdarzyło się tak, że należysz do wyjątku potwierdzającego regułę, to możesz tu już nigdy nie wracać). Patrząc na to, co obecnie oglądają dzieci jestem bardzo szczęśliwa, że urodziłam się w odpowiednim momencie. Dziękuję tato, że pewnego pięknego dnia przyniosłeś mi Króla Lwa 2 na VHS i zapoczątkowałeś moją nieskończoną miłość do tej cudownej bajki.
Tak, kochamy starego dobrego Disney’a, i to bardzo, ale jeszcze bardziej kochamy piosenki towarzyszące ulubionym animacjom. I właśnie dlatego, że przez ostatnie dni przeważającą częścią dźwięków goszczących w moich głośnikach były ścieżki dźwiękowe disney'owskich bajek, przedstawiam Wam najlepszą 5: 
tak, bardzo ze sobą walczyłam, żeby nie wszystkie były z Króla Lwa 2

5.
Piękna i Bestia
I te niewinne czasy, kiedy to była historia prawdziwej miłości, a nie książkowy przykład syndromu sztokholmskiego, ach.
 

4.
Zaplątani
Lampiony!!!

3. 
Król Lew 2
Najsmutniejsza piosenka na świecie, kaseta zdarta w tym momencie tak bardzo ;__;

 2.
Mulan
NIE CHODZIŁEM NA PŁYWALNIĘ, TO BYŁ BŁĄD
   
1.
Bo Kovu był przystojnym lwem ;)))

+ bonus, już nie disneyowski 
Magiczny Miecz
Bo Piasek. 
 






4 grudnia 2014

Oczekiwanie czas zacząć


 No i mamy grudzień. Lodowaty wiatr hula po szarych ulicach, w mieszkaniach pachnie mandarynkami, a  sklepy teoretycznie raczą nas znaną i kochaną melodią Last Christmas, której ja jeszcze w tym roku nie miałam okazji doświadczyć podczas zakupów, nad czym wielce ubolewam. W każdym razie, prawie nikt w tym momencie nie myśli o wakacjach. Prawie, bo oto organizatorzy letnich festiwali postanowili przyjść z pomocą wszystkim tym, którzy nie wiedzą co chcieliby znaleźć pod choinką. W tym sezonie jako pierwszy zaatakował Orange Warsaw Festival, kusząc potencjalnych uczestników nazwą, obok której nie mogłabym przejść obojętnie. MUSE. Przyznaję, jestem odrobinę zawiedziona faktem, że jednak nie wystąpią na Open’erze, bo byliby dla mnie fantastycznym powodem by przejechać cały kraj, no ale mówi się trudno. Obecność tych panów na największych festiwalach w Europie sprawiała, że nawet przez moment nie wątpiłam, że i Polskę odnajdą na koncertowej mapie.  I chociaż to jeszcze nie jest ta chwila, żeby popadać w nadmierną ekscytację, bardzo jestem ciekawa , co zaprezentują tym razem. Dotychczas muzyki Muse w wersji live doświadczyłam trzy razy: na festiwalu, koncercie halowym oraz w hitlerowskim amfiteatrze (???). Jeśli widzieliście ich na żywo to doskonale wiecie, jakie show potrafi zrobić to trio. Spodziewam się zatem, że w Warszawie będzie podobnie. Jest jednak w tym wszystkim jeden element zaskoczenia. Nowy album. Ma wyjść w 2015 roku, ale dokładna data wciąż pozostaje tajemnicą, dlatego pewne jest, że letnia trasa po festiwalach pełna będzie nowych piosenek. A to jest całkiem ekscytujące, prawda?



Tak nawiasem, Open’er pierwsze karty odsłoni 10 grudnia. Macie jakieś typy? Ja tylko jeden, który wcisnęłabym na każdy festiwal jaki istnieje (podpowiem, że jego nazywa zaczyna się na k i kończy wykrzyknikiem ehehehe). 

 



30 listopada 2014

Podsumowanie Jesieni



Czy może być lepszy moment, żeby wrócić na tego bloga niż wizja ostatniego miesiąca roku, który nastanie już za kilka godzin? Otóż nie wydaje mi się. I dlatego też, przerażona nadchodzącym grudniem, postanowiłam napisać o tych kilku tygodni mojej nieobecności, roboczo nazwanych koncertowym podsumowaniem jesieni.
Wszyscy dobrze wiemy, że jestem fanką numer jeden jeśli chodzi o Brennnesselowe zespoły, a w ciągu ostatnich dwóch miesięcy udało mi się zobaczyć koncerty We Draw A, Rebeki i Kamp! (przemilczmy po raz który). I co mogę powiedzieć, jestem pod wielkim wrażeniem.
Tak się składa, że cała trójka wydała w tym roku coś nowego: We Draw A zaprezentowało debiutancki album (którego recenzję przeczytacie na Outrave), a Rebeka i Kamp! wypuścili  świetne EPki. I tak, oczywiście, przesłuchajcie koniecznie, a jeszcze lepiej pójdźcie posłuchać sobie tego live, bo na pewno się nie rozczarujecie. Naprawdę nie mam pojęcia jak mogą być tak dobrzy, ale kiedy wersje koncertowe są jeszcze lepsze niż na płycie, to pewne jest, że zespół wie co robi. Ja za to nie wiem dokąd zmierzam z  tym postem, zatem. Kamp! i WDA właśnie ruszyli we wspólną trasę, sprawdzajcie daty i kupujcie bilety, jeśli chcecie przeżyć wspaniały czas przy muzyce na najwyższym poziomie. 


A teraz się nie czarujmy, ta polska część była tylko przykrywką dla tego, co stało się u naszych zachodnich sąsiadów w połowie listopada. Otóż.
Po Offie nie sądziłam nawet, że będę miała szansę to napisać, ale tak. Znowu byłam na koncercie Perfume Geniusa i znowu nie mogłam powstrzymać łez. Utwierdziłam się w przekonaniu, że żaden inny artysta nie działa na mnie tak jak Mike Hadreas ze swoimi rozdzierającymi serce utworami.
I tak sobie myśląc o tym dniu oraz poprzednich doświadczeniach dochodzę do wniosku, że czasami warto rzucić wszystkie obowiązki, spędzić wiele godzin w podróży czy bez snu, marznąć lub moknąć,  albo prażyć się w ostrym słońcu (podkreśl co jest odpowiednie do pory roku) dla tego jednego momentu. Bo wspominając nie będziesz już pamiętać niczego oprócz tej wynagradzającej wszystko chwili pod sceną. Naprawdę. 


7 października 2014

Piosenka Tygodnia


Tytuł: Sorry You're Not A Winner
Wykonawca: Enter Shikari 
Album: Take To The Skies

Dziś wybór bardzo oczywisty, bo przedkoncertowy. Piosenka, którą po raz pierwszy usłyszałam w roku 2008, i którą mam nadzieję już za 2 dni ocenię w wersji live. Raczej nie jest to muzyka, jakiej słucham na co dzień, ale postanowiłam zaryzykować i mam nadzieję, że nie wyjdę z koncertu rozczarowana.

5 października 2014

Krótka lekcja dobrego wychowania: edycja koncertowa




Zacznijmy od mojego tradycyjnego narzekania na pogodę- wieczory są już na tyle zimne, że o plenerowych wydarzeniach można zapomnieć. Oznacza to, że rozpoczyna się sezon klubowych koncertów. Jesienno-zimowe trasy wielu zagranicznych artystów nie ominą w tym roku także Polski, z czego cieszy się moje serce, a portfel już niekoniecznie. Sama wybieram się w przyszłym tygodniu na jeden, w związku z czym stwierdziłam, że warto byłoby spisać kilka całkiem oczywistych (chociaż czasem mam wrażenie, że jednak nie do końca) zasad panujących na takich eventach, o których warto zawsze pamiętać. 

1.       Pierwsza, najważniejsza, złota niemalże zasada. Jeśli twój ulubiony wykonawca przyjeżdża do twojego kraju to idziesz na koncert. Żadnych wymówek, koniec. Nieważne, że w ten dzień masz zajęcia/pracę/cokolwiek. Nie szkodzi, że twój budżet ucierpi na tym tak, że przez resztę miesiąca będziesz jeść najtańszy chleb z Biedronki. I co z tego, że trzeba będzie przejechać cały kraj? Jedziesz i już. Mówią, że żałuje się jedynie tych rzeczy, których się nie zrobiło, a w przypadku pójścia na koncert z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że są to bardzo prawdziwe słowa. Bo nigdy nie wiesz, kiedy następnym razem nadarzy się taka okazja, a przecież bywa i tak, że zespół się rozpada i wtedy jedyne, co możesz robić to pluć sobie w brodę i płakać w poduszkę. Więc serio, idź i baw się dobrze. Nie ma nic piękniejszego niż koncert ukochanego zespołu.  

2.       Chcesz mieć barierki? Przyjdź odpowiednio wcześnie, zamiast przeciskać się przez tłum na 3 minuty przed otwarciem bram. Tu nie chodzi o bycie sprytnym, tu chodzi o szacunek do osób, które spędziły kilka dobrych godzin przed klubem. Każdy chciałby być jak najbliżej sceny, to jasne, ale pewne rzeczy wymagają poświęceń, więc jeżeli naprawdę ci zależy, to warto rozważyć zachowanie się jak przyzwoita istota i odczekanie swojego.  Co z tego, że jest zimno i pada- dotkniesz barierek, zobaczysz ulubionego piosenkarza i zapomnisz o 8 godzinach oczekiwania w sekundę, naprawdę.  

3.       Schowaj telefon głęboko do kieszeni. Zrobienie jednego zdjęcia na pamiątkę na jakimś wolnym kawałku jest jak najbardziej w porządku, ale spędzenie całego koncertu na robieniu fotek/nagrywaniu mija się z celem. I nie obrzucaj nienawistnym spojrzeniem ludzi, którzy niechcący cię szturchną, kiedy od pół godziny stoisz z ręką wyciągnięta w górze filmując coś, co potem i tak będzie jedynie zlepkiem rozmazanych plam i szumem.  

4.       Koncert to nie pokaz mody. Najlepiej ubrać się wygodnie i pamiętać o tym, że przy większej liczbie ludzi będzie pewnie dość duszno. Jeśli to nie spokojny występ i prawdopodobieństwo tańczenia/skakania jest całkiem wysokie, to warto też wybrać wygodne obuwie. I koniecznie związać włosy. Nikt nie ma ochoty zaplątać się w twoje kłaki, a ty nie chcesz skończyć bez połowy włosów, prawda?  

5.       Zamknij się. Poważnie. Uwierz mi, że ludzie nie mają ochoty słuchać historii twojego marnego życia, kiedy ich ukochany artysta gra właśnie najbardziej wzruszający kawałek. Jeśli chcesz pogadać to może wybierz się ze znajomymi do baru, zamiast psuć innym zazwyczaj długo wyczekiwane wydarzenie.

6.       Jeśli występ twojego ulubionego artysty poprzedza support, to okaż trochę szacunku. Nikt nie twierdzi, że musisz się świetnie bawić, ale od nagrodzenia zespołu oklaskami jeszcze nikomu ręce nie odpadły.

7.       Baw się dobrze i pozwól innym ludziom na to samo. Jeśli wszyscy dookoła skaczą, to skacz razem z nimi; jeśli nie, to może rozważ stanie gdzieś z boku zamiast bycie kołkiem na samym środku widowni. Jeśli ktoś niechcący cię szturchnie, nadepnie ci na nogę, cóż- takie rzeczy się zdarzają. Tobie pewnie też się to przytrafi. Przepraszający uśmiech załatwia sprawę. I tyle. 

8.       Jeśli masz na tyle szczęścia, że spotkasz swój ukochany zespół to błagam, postaraj się zachować spokój. Nie rzucaj się na nich, nie dotykaj bez zgody, nie stawiaj ich w niezręcznej sytuacji. Czasem ciężko w to uwierzyć, ale oni są takimi samymi ludźmi jak ty. Poproś o autograf czy wspólne zdjęcie, zapytaj czy możesz się przytulić, powiedz kilka miłych słów- na pewno docenią to bardziej, niż uwieszanie się im na szyjach.  Pewnie, że to trochę rozczarowujące kiedy mówią, że muszą już iść zanim zdążysz zrobić sobie z nimi selfie, ale kupując bilet na koncert nie dostajesz w gratisie gwarancji, że znajdą dla każdego czas. Może zaraz muszą jechać na lotnisko, albo po prostu są bardzo zmęczeni- powtórzę raz jeszcze, koniec końców są tylko ludźmi. Ale z własnego doświadczenia wiem, że większość zespołów naprawdę szanuje swoich fanów i stara się znaleźć dla każdego chwilkę, wiec może warto postarać się by działało to także w druga stronę.