29 września 2014

Piosenka Tygodnia


Tytuł: Coca Cola
Wykonawca: Pity Sex
Album: Dark World

Odkrywam nową muzykę na wiele sposobów, począwszy od rekomendacji znajomego, poprzez propozycje podsuwane przez różne portale muzyczne czy spotify, a na zasłyszeniu danej melodii w reklamie kończąc. Nigdy jeszcze jednak nie poznałam zespołu dzięki tumblrowi i temu, że wers z jednej piosenki przewijał się w co trzecim poście, jaki widziałam na dashu. A że tekst ten przykuł moją uwagę, postanowiłam zrobić małe śledztwo i znaleźć kawałek, z którego pochodził. Tym właśnie sposobem odkryłam zespół o jakże wdzięcznej nazwie Pity Sex, i chociaż wtedy nie miałam jakoś chwili na zapoznanie się z ich całą twórczością, to wciąż pozostawał gdzieś tam w mojej świadomości. I teraz, kiedy po przeprowadzce znalazłam w końcu dla nich czas (oraz niezabezpieczone hasłem wifi :D), okazało się, że niestety nie jestem w stanie przesłuchać wszystkich piosenek, bo jedna z nich spodobała mi się do tego stopnia, że nie mogę jej wyłączyć. Dlatego też właśnie ogłaszam Coca Colę moją piosenką tygodnia. No i mam nadzieję, że gdy się już od niej uwolnię, to nie rozczaruję się pozostałymi. 

26 września 2014

Wielki Smutek


Patrząc za okno mam ochotę wyśmiać tego, kto stwierdził, że polska jesień jest piękna i złota. Nie; od kiedy tylko zawitała w kalendarzu mam wrażenie, że robi mi na złość tą stanowczo za niską temperaturą i nieustającym deszczem. Taka aura wprawia mnie zawsze w nastrój, do którego idealnie pasują smutne piosenki. Nie, żebym nie słuchała ich też w środku lata, w końcu żyję tylko dla nich.
Bo z łamiącymi serce piosenkami jest tak, że często to nie sama muzyka, a jakiś konkretny fragment tekstu mogą sprawić, że mamy ochotę przebić się sztyletem na wylot. I dlatego właśnie wybrałam, a nie było to zadanie proste, 10 moich najulubieńszych, najsmutniejszych i generalnie naj naj kawałków. 
Kolejność całkowicie losowa. 

THE SMITHS- ASLEEP
Sing me to sleep
And then leave me alone
Don't try to wake me in the morning
'Cause I will be gone

DAUGHTER- TOUCH
Give me touch, 'cause I've been missing it.
I'm dreaming of strangers kissing me in the night.
Just so I, just so I can feel something.

DEATH CAB FOR CUTIE- TINY VESSELS
So one last touch and then you'll go
And we'll pretend that it meant something so much more
But it was vile, and it was cheap
And you are beautiful but you don't mean a thing to me

THE NATIONAL- BABY, WE'LL BE FINE
I put on an argyle sweater and put on a smile
I don't know how to do this

PLACEBO- WITHOUT YOU I'M NOTHING
You grow me like an evergreen,
You never see the lonely me at all

 
MUSE- CITIZEN ERASED
Wash me away
Clean your body of me
Erase all the memories
They'll only bring us pain

PERFUME GENIUS- HOOD
Underneath this hood you kiss
I tick like a bomb

DEATH CAB FOR CUTIE- WHAT SARAH SAID
And I'm thinking of what Sarah said
That love is watching someone die
So who's going to watch you die? 

THE NATIONAL- PINK RABBITS
I'm so surprised you want to dance with me now
I was just getting used to living life without you around

THE SMITHS- THIS NIGHT HAS OPENED MY EYES
Oh, he said he'd cure your ills
But he didn't and he never will





22 września 2014

Piosenka Tygodnia

Pomyślałam, że całkiem dobrze byłoby oprócz mojego nieregularnie pojawiającego się tutaj bełkotu mieć jakiś cykl postów. Chociaż nikt nie lubi poniedziałków, to ja dostałam właśnie powód by zmienić zdanie i dlatego właśnie co tydzień w ten piękny dzień właśnie będę przychodziła z piosenką, pod której znakiem upływało mi poprzednie siedem. Niekoniecznie mam zamiar umieszczać w tym cyklu kawałki, które dopiero co miały swoją premierę, choć i tych pewnie nie braknie. Ale wiecie, muzyka nie ma terminu ważności. Nie będą to też zawsze piosenki odsłuchane przeze mnie najwięcej razy, bo w tym przypadku dziś na przykład musiałabym was katować po raz kolejny Perfume Geniusem, a pewnie wszyscy moi znajomi mają go już dość, gdyż od jakiegoś czasu stanowi on mój jedyny temat konwersacji (ale czy wyglądam, jakby mi było z tego powodu choć trochę przykro?). Zatem!

Tytuł: Waking Hour
Wykonawca: We Draw A
Album: Whirls EP

Ciężko mi pogodzić się z myślą, że lato dobiegło już końca i wkrótce nadejdą jesienne szarugi, które jak nic innego potrafią zepsuć humor. A kiedy słońca zacznie brakować już o godzinie 16, trzeba będzie je znaleźć gdzie indziej. Ja już przygotowuję sobie playlistę na chłodne wieczory i wiem, że ten kawałek wrocławskiego duetu We Draw A z pewnością będzie miał na niej zasłużone miejsce. Ciepłe brzmienie i miękki wokal wprawiają w marzycielski nastrój, niosąc ze sobą wspomnienia letnich dni, i sprawiają, że zamykając oczy podczas słuchania można niemal poczuć na twarzy promienie słońca, których tak bardzo brakuje lub wkrótce brakować będzie. Dlatego też gorąca herbatka, kocyk i Waking Hour niech staną się receptą na nadchodzące ciężkie czasy.
Przy okazji- jeśli się spodobało, to całą tę, jak i poprzednią EPkę We Draw A możecie za darmo ściągnąć z ich profilu na SoundCloud. A już na początku listopada ukaże się ich debiutancki album, więc pewnie jeszcze o tych panach wspomnę.
Do następnego!

19 września 2014

Niscy mężczyźni łamią mi serce



Wiesz co jest najgorsze? Kiedy zaczynasz słuchać nowego albumu i któraś z piosenek jest tak świetna, że zapętla się ją zamiast przesłuchać resztę. Szczególnie jeśli to pierwsza pozycja na płycie. I to właśnie ostatnio mi się przydarzyło, ale przejdźmy do rzeczy.
Najbardziej ekscytującym i przerażającym jednocześnie czasem jest ta chwila, kiedy artysta zapowiada wydanie nowej płyty. I cała maszyna rusza. Nowe wywiady, sesje zdjęciowe, teledyski- wszystko, co ma rozbudzić apetyt. Łapiesz się na tym, że przeszukujesz Internet w poszukiwaniu najmniejszych chociaż zapowiedzi. Nie mając jeszcze możliwości przesłuchania żadnej piosenki już wyobrażasz sobie jak mogą brzmieć na podstawie wypowiedzi artysty. Nadchodzi moment przełomowy- pierwszy singiel. Czy jest podobny do poprzednich nagrań? Czy może jest kompletnie inny? Na pewno wzbudza ciekawość i stawia najważniejsze pytanie: jak będzie brzmieć całość? Na YouTubie pojawiają się filmiki z koncertów, na których grają premierowe kawałki. Kogo obchodzi słaba jakość? I tak odtwarzasz je w nieskończoność marząc, by móc już odsłuchać tego w wersji studyjnej. W międzyczasie zostaje ogłoszona trasa i z bijącym sercem przebiegasz wzrokiem po nazwach miast licząc, że jest pośród nich jakieś z twojego kraju. Jeśli nie, to których sąsiadów odwiedzić? Nie myślisz jeszcze nawet o tym skąd wziąć na to wszystko pieniądze, bo wizja wyśpiewania razem z artystą ukochanych piosenek przysłania przyziemne aspekty  podjętej decyzji. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a ta należy do tych drugich. W tym momencie może masz już bilet, odliczasz dni, choć może jest ich jeszcze około stu. I pojawia się kolejny singiel, a wraz z nim możliwe, ze chwila zwątpienia. Pierwszy był dziwny, ale ciekawy, ten- już nie wiesz co myśleć. A co, jeśli na nowym albumie zabraknie miejsca dla tego, za co najbardziej kochasz tego artystę? Czy równie mocnym uczuciem zapałasz do niego w innej odsłonie? Cała ekscytacja znika; co jeśli, co jeśli?
Ustalmy jedno. Jestem bardzo wymagającym słuchaczem i na palcach jednej ręki mogę wymienić płyty, które kocham od pierwszego do ostatniego dźwięku, nie wspominając już o tych, które zdobyły moje serce już po jednym przesłuchaniu. I właściwie to nie wiem dokąd prowadził ten wstęp, ale wiem jedno. Perfume Genius udostępnił najnowszy na kilka dni przed premierą i nie mam wątpliwości co do tego, że na obecny moment to dla mnie płyta roku. Jest mi tak głupio, że pozwoliłam sobie na moment zawahania czy na pewno odnajdę na nim to, za co go tak pokochałam. Słuchając singli pytałam siebie do czego właściwie będę płakać, ale gdy tylko włączyłam stream Too Bright, moje wszelkie wątpliwości zostały rozwiane w sekundę. Ten cudowny minimalizm, który stanowią klawisze i pełen emocji wokal, czyli jednym słowem esencja Perfume Geniusa powitały mnie w I Decline i wzruszyły do łez. Zastanawiałam się jak takie utwory będą współgrać z nową ścieżką, jaką obrał, ale Queen i Fool pokazały, że jakimś cudem to działa i tworzy wbrew moim obawom spójną całość. A potem nadeszło No Good. Jeśli miałabym wybrać jedną piosenkę z całej płyty, która kompletnie zniszczyła mnie emocjonalnie, to byłaby to właśnie ona. I choć spośród wszystkich albumów Perfume Geniusa na tym najmniej jest takich rozdzierających serce utworów, to i tak jestem nim oczarowana: tytułowe Too Bright zasmuca, niepokojące My Body powala na kolana, a Longpig czy Grid udowadniają, że ta eksperymentalna ścieżka, którą Mike ta odważnie kroczy była najlepszą, jaką mógł według mnie wybrać. Bo chociaż jest inaczej, to wciąż niezaprzeczalnie pięknie i wzruszająco. I właśnie tego oczekuję od muzyki.
I właśnie to gwarantuje mi za każdym razem Perfume Genius.  

15 września 2014

Tego lata umarłam pięć razy

Lato dobiegło końca, a wraz z nim festiwale muzyczne. W pewnym momencie miałam nie pojawić się w tym roku na żadnym, finalnie byłam na trzech; udało mi się zobaczyć 40 wykonawców, większość z nich po raz pierwszy. Wybranie spośród nich mojej top 5 okazało się zatem niezwykle trudnym zadaniem i nawet zastanawiałam się czy nie rozszerzyć tego rankingu do 10 nazw, ale wreszcie kierując się ilością wylanych na danym koncercie łez, udało mi się podjąć ostateczną decyzję.

5. BASTILLE
Tak, oto ja jeszcze niedawno zmieniająca kanał za każdym razem, kiedy rozbrzmiewały pierwsze sekundy Pompeii decyduję się umieścić Bastille w moim jakże ekskluzywnym rankingu. Cóż, gusta się zmieniają. Kiedy rozpoczął się hajp na ten zespół, ktoś musiał zająć funkcję naczelnego hejtera i akurat padło na mnie- wszyscy znajomi się zachwycali, ja patrzyłam na nich z politowaniem próbując zrozumieć, co z dnia na dzień przyniosło Brytyjczykom tak wielu fanów. Nie wiem nawet czy dzisiaj byłabym w stanie to określić, ale po ich koncercie na Open'erze, do którego podchodziłam już w miarę entuzjastycznie, na pewno zdaję sobie sprawę z tego, że chociaż ich muzyka nie jest odkrywcza, to potrafią zrobić świetne show. Dodając do tego fakt, że w Gdyni rozbrzmiał mój ulubiony dialog z Psychozy poprzedzający piosenkę No Angels, o której w wersji live nawet nie marzyłam sprawiło, że koncert Bastille musiał znaleźć się w tym podsumowaniu.
 

4. BANKS
Jillian Banks zdobyła moje serce błyskawicznie, w dużej mierze za sprawą piosenki Waiting Game, której swego czasu słuchałam 16 godzin na dobę. Nic więc dziwnego, że w lipcu ja znalazłam się na barierkach, a teraz ona tutaj. I chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że jej koncert wcale nie był tak perfekcyjny (zgodzę się, nie był) to nie o idealne wybrzmienie każdego dźwięku przecież w tym wszystkim chodzi. W występach na żywo liczą się przede wszystkim autentyczność i emocje, a tych Jillian dostarczyła mi bez liku, bo kiedy artystka nie może wydobyć z siebie słowa ze wzruszenia, to wiedz, że jesteś na cudownym koncercie ze świetną publicznością, która również ma spory wpływ na ogólne wrażenie. Wiecie czego potrzebuje świat? Delikatnych i silnych zarazem kobiet. Wiecie kto pasuje do tego opisu? Tak właśnie. Jej album nie bez powodu nosi tytuł Goddess.
 

3. DAUGHTER
PRZEGAPIŁAM YOUTH. Moje serce nie bolało mnie jeszcze nigdy tak przeraźliwie, jak tego dnia kiedy Ziółek zmusił mnie do opuszczenia końcówki setu Daughter na rzecz Bastille. Czy żałuję? No pewnie, ale wmawiam sobie, że nadejdzie jeszcze okazja do nadrobienia tej strasznej straty, jaką była niemożność doświadczenia piękna jednej z moich ulubionych piosenke Daughter w wersji live. Co nie zmieni faktu, że większa część koncertu, w której miałam okazję uczestniczyć była po prostu magiczna, z przepięknym kawałkiem Candles na czele, chociaż akurat ten dosłownie przeryczałam i randomowa dziewczyna głaskała mnie po ramieniu próbując mnie pocieszyć. A naprawdę bardzo rzadko zdarza mi się uronić łzę na koncercie. Niech to świadczy o tym, że zasłużyli sobie na miejsce na podium, o. 



2. KAMP!
Widziałam ich już na żywo chyba z milion razy, z czego tego lata dwa, i z ręką na sercu przysięgam, że nie znudzili mi się ani trochę. Wręcz przeciwnie- moja miłość do tego tria zdaje się przybierać na sile z każdym kolejnym koncertem, ale nie ma co się dziwić, skoro właśnie wydali EPkę, która zwaliła mnie z nóg. Ich obecne występy są lepsze niż kiedykolwiek, i chociaż na Open'erze grali o 2 w nocy, a ja nie miałam siły już żyć to ich muzyka dodała mi na tyle energii, że skakałam przez godzinę. Stąd też zaszczytny srebrny medal i moja bezbrzeżne uwielbienie wędrują do panów z Kamp! Będę bardzo tęsknić, kiedy zaczną robić zawrotną karierę na Zachodzie. 

 

1. PERFUME GENIUS
Szczerze? To był najbardziej oczywisty wybór. Przeżyłam już wiele emocjonalnych koncertów, ale to, co pokazał mi na Offie Mike Hadreas, to był zupełnie inny poziom. Nikt jeszcze nie rozdzierał mojej duszy w tak subtelny sposób, i nie mogę się doczekać by pozwolić mu zrobić to raz jeszcze. I chyba nie potrafię nawet sensownie poskładać moich odczuć co do Perfume Geniusa w wersji live, bo to trzeba przeżyć samemu, lecz jeśli kiedykolwiek muzyka spowodowała u Was ból serca to doskonale wiecie o czym mówię. No ale podobno miłość ma to do siebie, że boli.
 

14 września 2014

Zacznijmy od początku...

No i stało się. Zgodnie z moimi przewidywaniami rzuciłam tego bloga po niespełna miesiącu prowadzenia i w międzyczasie z równie marnym skutkiem próbowałam brać się za coś innego. Cóż, cała ja. Teraz jednak w przypływie potrzeby dzielenia się moimi przemyśleniami na temat muzyki doszłam do wniosku, że to dobry moment na powrót tutaj. Bo i dlaczego nie? Najwyżej za jakieś trzy, góra cztery posty znowu zamilknę albo dam się porwać jakiemuś innemu pomysłowi, który równie szybko porzucę. Tak czy inaczej- daję sobie kolejną szansę na udowodnienie, że może jestem w stanie znaleźć trochę więcej zapału i wytrwać w realizacji planów. Nawet jeśli to tylko głupi blog.
Tak, to chyba tyle tytułem małego wyjaśnienia, trzymajmy za mnie kciuki i takie tam.

Why can't we start it over again?